wtorek, 14 października 2014

Reks

Generał Reks spokojnym krokiem ruszył przed korytarz,zmierazł właśnie by przesłuchać więźniarkę,torturowanie było jednym z jego ulubionych zajęć.Zatrzymał się przed drzwiami jej celi i polecił szeregowemu który ich pilnował,otworzyć.Klucz zachrzęścił w zamku i mężczyzna wszedł do środka.Pod ścianą siedziała brudna postać,nie wyglądała na zdenerwowaną ani przestraszoną,bardziej na znudzoną całym światem i jego wszystkimi mieszkańcami.
-Czego?-warkneła.
-Wreszcie się spotykamy-zrobił dramatyczną pauzę-Aleksandro Stormcaller.
Po czym zaczą się szalenie śmiać.
Dziewczyna uniosła brwi i zrobiła minę jakby patrzyła na skończonego idiotę,co według niej było najprawdziwą prawdą.
-Nawet nie wiesz jak debilnie brzmisz,tym bardziej nie jesteś chyba wart bym znała twoje imię bo go nie znam,a tak poza tym to chcę kawy.
-Nie dostaniesz kawy-powiedział,a jego ego niemal wypływało z uszu-Jestem generał Reks-rzekł dumnie.
Leks parskneła śmiechem.
-Jak pies?-kąciki jej ust podniosły się-rodzice chyba cię nie kochali,albo jesteś adoptowany,to dla mnie jedyne wyjścia.
Generał w ułamku sekundy podbiegł do niej i z całej siły uderzył w twarz.Odskoczył i to na jego twarzy zagościł uśmiech.Uwielbiał znęcać się nad kobietami,kiedy błagały o litość płącząc czuł się jak bóg.Spojrzał na dziewczynę szalonym wzrokiem,na jej twarzy malował się gojący sie już siniak.Patrzyła na niego beznamiętnie.Reks odwrócił się,chciał zawołać aby ktoś przyniusł mu sztylety,oczywiście srebrne,jego ulubione narzędzie tortur.Kiedy już otwierał drzwi i chciał polecić szeregowemu aby mu je przyniusłyszał za plecemi jakiś odgłos,odwrócił się byłyskawicznie i ujrzał zęby,mnóstwo zębów przeznaczonych do szarpania mięsa,zobaczył tylko zielone oczy,bardzo ciemne,o kolorze mchy gdy poczuł że ogromna wilczyca wyszarpuje mu gardło.

piątek, 21 marca 2014

Jack

Jack mial bardzo dobry humor,w koncu nie codziennie mozna zjec sobie tak wspaniale i to bez zadnych konsekwencji nie mowiac juz o tym ze to byli ludzie wroga,uslyszal za soba poruszenie sie sznurow,czyli jego nowy przyjaciel juz sie obudzil.Odwrocil glowe i sie usmiechna:
-Raczej ich nie rozwiazesz,mozesz mi wierzyc
Chlopak rzucil mu gniewne spojrzenie.
-Gdzie jest moj brat?-sykna wygladajac przy tym jakby mial wielka ochote go zabic.Jack pomyslial ze raczej go chyba nie rozwiaze.
-A wyjasnisz mi o jakim bracie mowisz?-spytal wciaz sie usmiechajac.
-O tym ktorego porwales ty niewierny pomiocie szatana!-wrzasna chlopak.Ok,robilo sie dziwnie.
-Ale wiesz ze ja nie wiem kim jest twoj brat?
-Oczywiscie ze wiesz,przeciez go porwales-ton mlodzika zrobil sie jakby mniej pewny.Kruk zatrzymal konia, zeskoczyl zgrabnie z siodla po czym podszedl do drugiego zwierzecia i rozwiazal wiezy krepujace chlopaka.Mlodzik zsuna sie na nogi.
-Moze zacznijmy od poczatku,nazywam sie Jack i nie porwalem twojego brata-powiedzial wyciagajac dlon do nieznajomego-a tak przy okazji to uratowalem ci zycie.
-Jeremi-odpowiedzial tamten i uchwycil dlon w gescie zapoznania-przeprasz am ze tak na ciebie naskoczylem.-Usmiech kruka poszezyl sie.
-Cos czuje ze szykuje sie ciekawa historia,chodz,zrobi my sobie maly popas a ty mi wszystko opowiesz.

Jeremi

Jeremi obudzil sie zwisajac luzno na konskim grzbiecie,stworzenie rytmicznie wybijalo kopytami dzwieki idac wolnym stepem,czul sie jak zwierzyna upolowana przez mysliwego i to wcale go nie zachwycalo,niefajne bylo tez to ze czul okropny bol brzucha,nie byl glodny tylko po prostu.....i nagle wszystkie wspomnienia z poprzedniego wieczoru wrocily do niego jak bumerang:wyjscie z karczmy,spacer po lesie,atak obcych i przybycie faceta ktory oblal go piwem,a potem nic,zemdlal z bolu,otworzyl oczy i zobaczyl umaszczenie bulanej siersc,to milo ze jechal chociaz na swojej Habecie,zacza krecic glowa prubujac otkryc gdzie jest.Nagle ujrzal ze przed nim jedzie mezczyzna siedzacy na ladnym tarancie.Uswiadomil sobie ze pamieta kapelusz tamtego z karczmy,troche jak z basni o Robin-Hoodzie,ale na tym konczyly sie podobienstwa do bochaterskiej postaci,mial na sobie czany plaszcz,byl wysoki i szeroki w barkach.Wczoraj Jeremi byl zbyt pijany zeby uswidomic sobie ze tamten jest krukiem,dzisiaj ta mysl go zmrozila,po cichu sprubowal zejsc z siodla,pare szarpniec wystarczylo mu do zrozumienia ze jest przywiazany ,nagle nieznajomy odwrucil sie

niedziela, 26 stycznia 2014

Jack

Jack szedł powoli leśną ścieżką i zastanawiał się co tam robi do cholery w środku nocy,nie to żeby bał się ciemności ale powinien odpocząć przed podróżą,a on co robi?Włóczy się po lesie ponieważ oblał jakiegoś gościa piwem.Już słyszał co by Lex powiedziała na to:,,masz za miękkie serce,Jack,, ale charakter to charakter i jego się nie zmieni,poza tym nie podobało mu się znęcanie nad słabszymi,zwłaszcza że mógłby przysiąc że już gdzieś widział tych kolesi.Nie miał najmniejszego problemu przed podążaniem ich tropem,ze śladów wynikało że było ich pięciu,pięciu dorosłych osiłkowatych facetów na jednego chłopaka,ależ to było nie fair.Instynkt kazał mu przyśpieszyć.Jezu,jeśli on ich zje to nie będzie to zbyt dobra koncepcja na rozpoczęcie pracy nad szukaniem besti,zwłaszcza że i tak był pod lupą od poprzedniego wypadku,potrząsną głową żeby zostawić złe myśli i jeszcze bardziej przyśpieszył.Nagle usłyszał krzyk.Pobiegł teraz na złamanie karku,nagle wypadł na polankę.Nawet go nie zauważyli,przystaną na chwilę i przyjrzał się temu miejscu,trzech mięśniaków stało nad ciałem chłopaka,pozostali dwaj leżeli martwi na ziemi.
-Cholera,i po coś dźgną go tym mieczem Mark?Jeśli umrze stary szop nic nam nie zapłaci.
-A co miałem pozwolić żeby on mnie dźgną Carlos?
Stary szop.Jeśli byli jego sługami mógł ich spokojnie zasztyletować bez obawiania się kłopotów,to byli ludzie wroga.Pomyślał co on zrobił jego rodzinie i mimowolnie warkną.Tamci natychmiast się odwrócili.Wsuną na swoją twarz jak najszczerszy uśmiech i powiedział:
-Dobry wieczór-chłopak jękną żałośnie na trawie,tak,zdecydowanie go nie lubił.Carlos odezwał się:
-Do gospody w tamtą stronę,nic nie widziałeś,jeśli ktokolwiek się o tym dowie umrzesz ty i cała twoja rodzina.-uśmiech Jacka poszerzył się na to,ci ludzie chyba nie mieli zbyt wielu pomysłów na groźby.
-Przykro mi ale,no cuż,nie jestem ślepcem i widziałem cały ten bałagan.-Mark i drugi koleś wyjeli swoje miecze.
-Jeśli oczekujesz pieniędzy to wiedz że ich nie dostaniesz włóczęgo.
-Co?ja?Nie,ale jeżeli teraz zaczniecie uciekać i pozwolicie mi pomóc temu chłopakami to może puszczę was wolno-,,a potem urządzę sobie polowanie i wypatroszę,,dodał w myślach.Raczej zbytnio się go nie obawiali ponieważ zaczeli się śmiać,podstawowy błąd ludzki:nie doceniać przeciwnika.Nagle Carl przestał się i rzucił groźne spojrzenie Jackowi.
-Posłuchaj mnie dzieciaku,to nie twój interes i bardzo przykro mi byłoby się zabić bo nie lubię zabijać dzieci ale jeśli się stąd nie wyniesiesz będę zmuszony to zrobić.
-Jak się nazywasz?
-Carl Longarde kmiotku
-Bardzo miło mi pana poznać panie Longarde,moje imię brzmi Jack Carnawal Emideusz Razemis Skywood.
Przerażenie,tylko to można było zobaczyć po tym jak dowiedzieli się kim jest i wiedzieli już co potrafi.To było ostatnie co czuli.

czwartek, 5 grudnia 2013

Jack

Było źle,nawet bardzo źle.Black nie dawała znaku życia już od paru dni,nie chciał tego mówić bratu ale powinna tu być już dawno,nie chciał mu też powiedzieć o paru innych rzeczach które go ostatnio  niepokoiły go też parę inny rzeczy,ciotka Maegora znikneła,kruki które miały zabić potwory zagineły,i jeszcze jego wysłali żeby to zbadał,psia krew.
Jadąc tak leśną drużką i narzekając na los,Jack pomyślał że miło byłoby zjeść coś,co prawda było już parę dni po pełni ale głód mu nie ustępował,zwłaszcza że dawno nie jadł,no cuż,trzeba się będzie powstrzymać,zresztą i tak nie było tu nic do wytropienia,nie,do czasu znalezienia tych stworów trzeba się będzie zadowolić niczym,chociaż patrząc na to z drugiej strony nie było tak źle,a przynajmniej miał lepiej od Huntera,rozpromienił się na myśl o bracie,o tak,biedny Hunter teraz będzie do zrośnięcia kości jeść tylko i wyłącznie rosół pani Morelli,która, choć była bardzo miłą i przyjazną osobą,nie zbyt dobrze gotowała.Popatrzył do góry,księżyc,choć nie w pełni,wzbił się wyraźnie na niebo.To znak że trzeba się gdzieś zatrzymać i odrobinę odpocząć,zamkną oczy i pociągną nosem,wyczuł wyraźny zapach potu swojej klaczy,woń poszycia i....dym,i to niedaleko.
-Co o tym myślisz Makarena?Świeże siano,ciepła stodoła i derka,co pani na to?
Klacz parsknęła i ruszyła wesoło szybszym tempem.
-Tak myślałem dziewczynko.
Po paru minutach ujrzeli sporą gospodę,choć jak to się mówi ,,duże nie zawsze jest dobre,, i tak było i w tym przypadku,wszędzie można było zobaczyć porozrzucane dachówki,kawałki drewna i inne odpadki z budowli.
-No nie wiem mała,ja bym do tego nie wchodził-klacz gwałtownie obróciła łeb i obrzuciła go spojrzeniem pełnym wyrzutu.
-Dobra jedziemy.
Przed stajnią zsiadł z konia.
-Jak to się zawali to będzie twoja wina że zginiemy-szepną do Makareny,rozsiodłując ją.Gdy skończył z nią,wszedł do karczmy i podszedł do lady,gdzie stała stara gospodyni o kaprawych spodniach.
-Przepraszam,chciałbym zamówić piwo i jakiś pokój-spytał uprzejmie.Gospodyni coś odburkneła i podała mu pełny kufel,załacił po czym ruszył do pierwszego wolnego stolika,żeby posłuchać barda,myślał o tym że mógłby teraz być daleko i w porządnej karczmie gdy na coś wpadł i rozlał swoje piwo.
-TY WSTRĘTNY GNOJU,UWARZAJ JAK CHODZISZ!!!-okazało się że to na co wpadł,było wysokim ciemnowłosym chłopakiem.
-Hej,to nichcący,luzuj buty koleś...-trzeba jakoś załagodzić sytułację,nie mógł niestety wszczynać burd,nie w pracy.
-Zapłacisz mi za to,jestem teraz cały w piwie-rzeczywiście,na jego koszulce widać było wyraźną plamę.
-Dobra wynajmę jakąś praczkę czy coś-nieznajomy już go nie słuchał i wyszedł wściekły z gospody.Jack poczuł na sobie nienawistne spojrzenie gospodyni która teraz stała obok.
-Musisz teraz zapłacić za kufel-powiedział złowrogim tonem.Rzucił jej parę monet i już miał pójść do swojego pokoju gdy zobaczył kątem oka jak paru sporych kolesi wychodzi za kolesiem,niby to nie jego sprawa ale przecież oblał tamtego piwem i miał u niego dług.Westchną i wyszedł
...................................................................................................................................................................
Wiem że proszę o dużo ale myślę że mogę spróbować,wyłudzić od was jeden komentarz,tylko jeden plose

wtorek, 26 listopada 2013

Jeremi

,,Jeśli boisz się wilka,nie wchodź do lasu,,
-To moja wina pozwól mi go szukać ojcze!-Jeremi nie miał zamiaru odpuścić,w końcu to w jego 18 urodziny TO się stało,matka chodziła zapłakana,a ojciec tak wnerwiony że nie dało się go wytrzymać ale nie był zdenerwowany o to że stracił syna tylko o to że coś mu zabrano,jak przedmiot który ktoś ukradł,a teraz siedział tylko spokojnie w fotelu i odmówił mu pościgu.
-Straciłem jednego syna,nie mam zamiaru stracić drugiego.Powiedział to z takim spokojem że chłopaka to jeszcze bardziej wkurzyło.
-Więc go skreślisz tylko dlatego że jest młodszy i nic nie dziedzicz?
-Tak,ty jesteś od niego ważniejszy,
-Nie powiedziałeś tego-patrzył na ojca ze zszokowaniem
-Powiedziałem,a teraz idź ,masz lekcje pisania,skryba Menokles już na ciebie czeka
-Nie ide na żadną lekcje,jade szukać Billego,to mój brat!
Stary szop,jak go niektórzy nazywali,uśmiechną się tylko i powiedział:
-Z tego domu są tylko dwa wyjścia:czarne drzwi albo brązowe drzwi,czarne drzwi prowadzą do stajni,do twojej ukochanej Habety,a brązowe do skryby na lekcje,możesz przejść przez tylko jedne ale jeśli wyruszysz aby odnaleźć chłopaka,w tym domu nie będzie dla ciebie miejsca już nigdy,co wolisz jakąś wątłą nadzieje że odnajdziesz jego zwłoki czy dobre wykształcenie,mój majątek i zostanie z matką i Rosą?
Jeremi patrzył skołowany na ojca,wiedział że bez posagu w życiu nie będzie mógł wziąść ślubu ze swoją ukochaną,ale jego brat......i podją decyzje.

Ruszył ku czarnym drzwiom.

Maegora

Coś jest nie tak malutki mówie ci-rzekła czarownica do swojego kozła dzielnie idącego przy niej-już ja to czuje,o tak mam nos do magi każdy to wie-była stara i nikt nie chciał z nią rozmawiać więc można było się spodziewać że zacznie gadać do Rogasia,szli właśnie ciemnym korytarzem pod zamkiem którego zapewne od dawien dawna nikt nie odwiedzał,było tu tak zimno i wilgotno że nawet stara wilczyca drżała z  zimna lecz mimo wszystko musiała jeszcze dzisiaj odnaleźć źródło swojego niepokoju,godzinę temu wyczuła jakiś impuls,coś czego nie znała,coś.....mrocznego.Nie była pewna czy to czarna magia,równie dobrze to mógł być jakiś szczeniak bawiący się magią cienia,ale jej niezawodne przeczucie podpowiadało jej że tak nie jest,przecież była za stara żeby popełniać błędy,nagle zobaczyła to czego szukała,troje drzwi,zastanowiła się przez chwile,mogła wybrać tylko jedne,przynajmniej do puki nie odzyska sił,nad drzwiami widniały trzy symbole,kruk,gołąb i harpia,po chwili namysłu wybrała harpię,ten symbol czarnej magi ją poprowadzi,oficjalnie nie wolno było tu wchodzić,to było polecenie alfy,ale była też za stara żeby słuchać czyiś rozkazów.Maegora mimo woli zawahała się,jeśli coś się stanie,jeśli ją odkryją albo też zaklęcie nie zadziała dobrze to zginie,ale jeśli tam nie wejdzie może stać się coś gorszego.Rzuciła kozłu polecenie,,do domu,, i popchneła drzwi .....